Marta Wargin (Kamińska)

Jak wygrać ze słodyczami?

Cieszę się, że wzięłam na tapet właśnie taki tytuł dzisiejszego wpisu. Bo wiesz, mogłabym szukać odpowiedzi na pytanie: „jak zerwać słodki związek raz na zawsze”. Z tym, że ja nie jestem fanką zero – jedynkowego podejścia. Dlaczego? Bo tak się po prostu nie da!!! Nie możemy ot tak, przestać jeść słodycze i obwieścić całemu światu, że nigdy więcej ten roztapiający się pod wpływem ciepła moich palców, kawałek czekolady, który wyjęłam z fioletowego opakowania, nie trafi do moich ust. Dlaczego?

Ale w sumie to czemu nie?

Po pierwsze, to jest zbyt mocno schowane w naszej mentalności. Człowiek rodząc się ma tak „zaprogramowane” kubki smakowe, że woli smak słodki od całej reszty. A myślałaś, że dlaczego dzieciaki kochają kinder czekoladę i inne mamby? Z resztą świetnie to dziecięce upodobanie przyjęli do wiadomości dziadkowie, wujkowie i wszelkie inne ciotki mające korzenie u prababci wnuka brata… Jak byłaś dzieckiem, to co otrzymywałaś na każde urodziny, w każdą wigilię albo co przykicał ci zając na Wielkanoc? No jestem pewna, że wśród tych fajnych lalek bejbi born, rowerów na czterech kółkach i złotych medalików, gdzieś tam dziadkowie upchnęli kilogram krówek albo innych zozoli.

Słodycze kojarzą nam się z czymś przyjemnym, z jakąś nagrodą. Dam sobie rękę uciąć, że kiedy byłaś młodsza to nie na co dzień sięgałaś po batona, prawda? Musiało się zadziać coś niecodziennego. Albo jakieś odwiedziny wujka mieszkającego w Stanach, Święta, czy inne urodziny. – To wszystko sprawiło, że my zaczęliśmy traktować słodycze jako nagrodę. Co jest bardzo, bardzo nieakuratne. Jest nam źle? Wystarczy, że sięgniemy po czekoladę i lepiej, prawda? Zdaliśmy sesję? Czas na świętowanie w najlepszej pączkarni! Wytrzymaliśmy tydzień bez cukru? No to czas najwyższy, żeby nagrodzić siebie solidną porcją ulubionych lodów…

A po drugie to…

Dlaczego w ogóle mielibyśmy rezygnować z czegoś, co sprawia nam przyjemność? Jestem zwolenniczką złotych środków. Inwestowania jak najmniej swoich wysiłków w działania, które przyniosą nam jak najwięcej efektów. Uważam, że śmiało można okresy jedzenia słodyczy przeplatać okresami, w których trzymamy się od nich z daleka. Po to, by osiągnąć pewną równowagę, ten „złoty środek”, o którym już wspominałam. Tak jak ze zdrowym piciem alkoholu, gdzie dzień, w którym spożywasz wysokoprocentową substancję nie zdarza się codziennie przez półtora miesiąca (podkreślam, że mówię o zdrowym piciu alkoholu), lecz dajesz sobie i swojemu organizmowi okresy, w których może on „dojść do siebie” i jakoś tak fajnie funkcjonować.

Oczywiście, że najlepiej byłoby, gdybyśmy narysowaną, grubą i czarną kreską odgrodzili się od przeszłości, w której spożywaliśmy słodycze i w zamian przystąpili do eksplorowania świata bez cukru, ale nie oszukujmy się… najprawdopodobniej i tak by nam się nie udało! A dzięki przeplatanym okresom jedzenia i niejedzenia słodyczy, możemy poczuć radość z życia (czyt. jeść słodycze) i zasmakować prawdziwego ascetyzmu (czyt. nie jeść słodyczy). To wszystko sprawi, że wyćwiczymy nasz mięsień silnej woli (o którym pisałam już tutaj), zatem będzie on pracować lepiej, co przełoży się na to, iż zaczniemy wydłużać okresy, w których nie spożywamy słodyczy, więc po woli będziemy przechodzić na tą drugą stronę mocy, po której ludzie całymi miesiącami trzymają się z dala od czegokolwiek słodkiego. No właśnie! Dzięki wyćwiczonemu mięśniowi silnej woli, my zaczniemy jeść ich zwyczajnie… mniej!

Słyszałaś o „bliss point”?

Po woli zacznie się odmieniać nasz tzw. „bliss point”, czyli uczucie zadowolenia związane z tym, czy już dostarczyłaś sobie wystarczającą ilość cukru. Wystarczającą ilość, czyli tak nie za dużo i nie za mało, lecz w sam raz. Dostarczyłaś sobie taką dawkę cukru, która Ciebie najbardziej usatysfakcjonowała. (Tak, to są te momenty, w których ktoś bierze od Ciebie łyka herbaty i mówi „tfuu, jakie słodkie”, a Ty właśnie chciałaś dosypać czwartą łyżeczkę cukru, bo jeszcze ta herba była dla Ciebie za gorzka.) A jeśli zaczniemy jeść słodycze rzadziej (np. tylko przez tydzień w miesiącu, zamiast 29 dni w miesiącu…), to Twoje upodobania smakowe zaczną się zmieniać. Widzę to też na swoim przykładzie… Jakoś od początku roku, miałam już kilka takich słodyczowych detoksów i bardzo to sobie chwalę, dlatego postanowiłam podjąć takie wyzwanie raz jeszcze (i pewnie będę to robić w nieskończoność, i wcale mi ta świadomość nie przeszkadza). Nie będę na detoksach dlatego, że kiedyś chcę w ogóle z tym skończyć, ale dlatego, że chcę, aby zapanowała równowaga, czyli równa walka między mną a słodyczowymi potworami czyhającymi na każdym rogu.

Ale jak wygrać ze słodyczami tu i teraz? Czyli „Do brzegu, Koleżanko, do brzegu…”

No dobra, ale jak wygrać ze słodyczami tu i teraz. Kiedy nagle pojawia się chęć zjedzenia czegoś słodkiego i jest ona tak silna, że byłabyś w stanie oddać nawet swoją nerkę za ten kawałek pulchniutkiego sernika. Jak wtedy sobie radzić

Przede wszystkim, odczekaj chwilę

Zwykle te „ochotki” pojawiają się, nie zostają zaspokajane i spokojnie sobie odpływają, kiedy zajmujesz swój mózg czymś innym. Dlatego warto w takich kuszących momentach, otworzyć okno i powdychać świeżego powietrza, zadzwonić do przyjaciela albo policzyć gwiazdy na niebie. I tak, ja o tych gwiazdach to mówię serio! Po prostu spróbuj odczekać jakieś dziesięć, może dwadzieścia minut. Zracjonalizuj sobie tą chęć, która do Ciebie przyszła. Wytłumacz samej sobie, że tak szybko, jak ona się pojawiła – tak szybko ona też zniknie, jeśli jej nie zaspokoisz. Pamiętaj o tym, że cukier rodzi chęć na … cukier. Dlatego, jeśli nawet obiecasz sobie, że zjesz teraz tylko jedno ciastko, to za chwilę pojawi się chęć na drugie, trzecie i nagle, ni stąd ni zowąd zniknie całe opakowanie piegusków. Więc nie warto, naprawdę nie warto!

Chęć na słodycze = Lepsze poznanie siebie

Poza tym, te momenty, w których pojawia się chęć na słodycze są świetną okazją, żeby lepiej poznać samą siebie. Przy następnej okazji, spróbuj zatrzymać się w tej chwili, w której odczuwasz silne pragnienie zjedzenia czegoś słodkiego i zastanów się, dlaczego akurat teraz ono się pojawiło. Może ta chęć na słodycze pojawia się zwykle o tej samej godzinie? Co robiłaś, zanim pojawiła się chęć zjedzenia czegoś? A może to pragnienie słodyczy maskuje jakieś inne Twoje pragnienie, jakąś inną Twoją potrzebę, którą wolałabyś w danym momencie zaspokoić? Uciesz się momentem, w którym masz ochotę na coś słodkiego i spróbuj się zastanowić, dlaczego?

Gdzie Twój karabin?

Tak jak wojska zbroją się na bitwy, tak też Ty spróbuj uzbroić się na Twoją osobistą walkę, którą stoczysz (pewnie nie jeden raz) ze słodyczami! Zastanów się, co możesz zrobić w sytuacji pojawienia się słodkiej pokusy? Ja zrobiłam kiedyś listę piętnastu różnych aktywności, z których mogłam wybierać w razie, gdyby dorwała mnie ochota na coś słodkiego w najmniej oczekiwanym momencie. Pewnie były tam takie aktywności, jak chociażby zrobienie kilkunastu przysiadów, przeczytanie kilku stron książki, ratunkowy telefon do przyjaciela, obejrzenie filmiku na jutubie o negatywnym wpływie cukru na funkcjonowanie organizmu, pójście do kwiaciarni i kupienie sobie kwiatów i tak dalej. Warto, żebym powiedziała Ci o tym, że u mnie ta lista kilkunastu aktywności spośród których miałam wybierać, średnio się sprawdziła. No wiesz, w razie nagłej sytuacji należy po prostu podnieść łokieć i zbić szybkę, a nie zastanawiać się, czy użyć do tego swojego łokcia, butelki z wodą albo jakiegoś młotka. Dlatego ja proponowałabym Ci wybranie tylko jednej aktywności, którą będziesz podejmować w razie nagłej chęci zjedzenia czegoś słodkiego.

Hold your horses

Ale też nie szalejmy! Pamiętajmy o złotym środku i łapaniu równowagi, balansu w każdym aspekcie naszego życia – również tym związanym z jedzeniem. Wierzę, że z takim podejściem naprawdę uda nam się zapanować nad czyhającymi pokusami i cieszyć się z jedzenia słodyczy albo z ich niejedzenia.


Zdjęcia: nagłówek – Heather Ford, żelki – Sylvanus Urban  od Unsplash

Możliwość komentowania została wyłączona.